Wielkie oburzenie wśród rodziców i ich dzieci uczęszczających w latach 2012/2013 do dęblińskich świeltic wywołał artykuł jednej z lokalnych gazet odnośnie tzw "afery kiełbasianej" w Dęblinie. Na spotkaniu w magistracie dzieci chciały powiedzieć jak było naprawdę.
AFERA KIEŁBASIANA NADAL NA TOPIE
W artykule lokalnej gazety czytamy wypowiedzi dwóch rodziców pani Anny i pana Jacentego odnośnie tzw "afery kiełbasianej". Zaprzeczają oni, jakoby jedzenie do placówek nie trafiało. Według nich w placówkach zawsze było pełno jedzenia.
W wywiadzie zapewniają redaktora materiału, że na świetlicach oprócz gofrów i naleśników, dzieci jadały też jajecznicę na boczku oraz miały zapewnione duże ilości zup.
Z zapewnień pana Jacentego, ojca jednego z nich wiemy, że jego dzieci przybiegały do domu po garnki i słoiki, aby zupę która zostawała zabierać ze sobą do domu, natomiast pani Anna, druga bohaterka artykułu zapewniała jego autora, że lodówka zawsze była pełna.
Oskarżeniom burmistrza Dęblina stanowczo zaprzecza też radna Krystyna Mikusek. Jak się dowiadujemy z artykułu radna dokładnie pamieta, że w tamtych latach przychodziło do 40 dzieci na świetlice i każdego dnia pracownicy musieli je wyżywić. Radna staje murem za panią Anną i panem Jacentym. Jej zdaniem w świetlicach zawsze było jedzenie. Przypomnijmy, że radna Krystyna Mikusek była pracownicą świetlicy przy ul. 1 Maja do 2014 roku.
KŁAMSTWA WYSSANE Z PALCA?
Absolutnie nie zgadzają się z artykułem rodzice oraz dzieci, które w czasach tzw. "afery kiełbasianej" też uczęszczały wtedy na świetlice.
Skontaktuj się z autorem tekstu: admin |