Na początku stycznia tego roku doszło do pożaru domu jednorodzinnego na Rycicach w Dęblinie. Spaliło się prawie wszystko. Pozostał dosłownie jeden malutki pokoik, w którym teraz rodzina pogorzelców musi mieszkać. Próbują stanąć na nogi, jednak bez pomocy ludzi o dobrych sercach jest to prawie niemożliwe.
Zniszczony dach, spalone pokoje, meble, ubrania i wszystko co mieli. Teraz żyją w jednym malutkim pokoju, bo nie mają gdzie pójść.
- To był dzień jak co dzień - mówi Joanna Sycha, której dom stanął w płomieniach - razem z siostrą piłyśmy właśnie kawę. Do domu przyszedł syn ze szkoły. Poczułyśmy dziwne skwierczenie i smród. Zobaczyłyśmy dym i ogień wydobywający się z pokoju obok. Nagle dom stanął w płomieniach - dodaje pani Joanna - Dobrze, że mieliśmy szansę na ucieczkę.
Rodzina Sychów w tym domu mieszkała od dwóch lat, pierwotnie go wynajmując, dopiero niedawno dostali szansę wykupienia mieszkania. Powoli remontowali metr po metrze nowy nabytek. Niestety nie nacieszyli się nową własnością zbyt długo. Dom stanął w płomieniach.
Z oględzin strażaków wynika, że dom zapalił się od starej instalacji elektrycznej.
- Dochodziły mnie słuchy, że to my zaprószyliśmy ogień, ale na szczęście strażacy rozwiali wszelkie wątpliwości i znaleźli przyczynę pożaru - żali się pani Joanna - zapaliło się od instalacji elektrycznej. Po wykupieniu domu powoli tą instalację wymienialiśmy, ale niestety nie zdążyliśmy. Załamałam się - dodaje
- Dostaliśmy pomoc jednorazową z Urzędu, pomógł nam też ksiądz proboszcz z parafii Chrystusa Miłosiernego na Wiślanej, Andrzej Kania i dał nam deski na sufit - mówi pani Joanna - Zbierano też datki w przysłowiowe puszki w bibliotekach - dodaje - Też już nam przekazano, to wszystko jest kroplą w morzu potrzeb, ale jesteśmy wdzięczni za każdą pomoc. Jak już będziemy mieli odbudowany dom chociaż trochę, to ludzie o dobrych sercach mają do oddania dla nas trochę mebli. Dostaliśmy też pomoc ze szkoły syna. To dla nas znaczy bardzo dużo.
To co zostało ze spalonego domu to jeden malutki pokoik i łazienka. Tam teraz mieszkają. Na początku z pomocą przybiegli sąsiedzi, pożar gasili nawet gaśnicami samochodowymi, jednak ogień okazał się silniejszy. Dopiero strażakom udało się pożar ugasić, ale większość spłonęła, a cały dom został zalany.
Na początku musieli posprzątać i odczekać, aby wszystko wyschło. Bez wsparcia ludzi dobrej woli nie są w stanie na własną rękę domu wyremontować. Potrzebują pomocy.
Pod tym telefonem 515 063 290 można uzyskać więcej informacji jak można pomóc rodzinie Sychów. Liczy się każda złotówka, dywan, pralka, telewizor czy lodówka, bo zostali z niczym.
Skontaktuj się z autorem tekstu: admin |