W czwartek około 20:00 7-letnia Basia Przychodzeń została ugryziona przez szczura po tym jak na spacerze poszła wyciągnąć swojego psa spod rosnącej pod blokiem choinki. Szczur wbił się w palec Basi.
Dobrą chwilę trwało zanim puścił. Był większy od jej 1,5 - kilogramowego psa Kapsla. 7-latka była mocno przestraszona.
Natychmiast pojawiła się rana. Basia trafiła do szpitala na Lotnisku w Dęblinie, ale tam nie potrafiono udzielić jej pomocy. Została odesłana do Puław, a tam skierowana na dalsze leczenie.
Teraz Basia bierze serię bolesnych zastrzyków od wścieklizny, dostała też antybiotyk i skierowanie na chirurgię dziecięcą w razie potrzeby.
W czwartek wieczorem, koło godziny 20:00 7-letnia Basia Przychodzeń, która mieszka wraz z rodzicami na osiedlu Wiślana, wyszła na spacer ze swoim niespełna 1,5 - kilogramowym psem Kapslem. Pies oddalił się pod rosnącą w pobliżu choinkę i w pewnym momencie znieruchomiał. Basia wyciągnęła po niego rękę, aby go odciągnąć. Wtedy nastąpił atak. Zęby szczura wbiły się w jej palec. Chwilę trwało zanim puścił. Basia była przerażona.
Fot. Dęblin24. Mieszkańcy sami próbują sobie radzić ze szczurami. Łatają, zalepiają i zasypują nory. Niestety działa, ale na krótko
- Z dwojga złego dobrze, że był to młody szczur - uważa Paulina Przychodzeń, mama Basi - dorosły mógłby mojemu dziecku odgryźć palec! - dodaje.
Basia trafiła do szpitala w Dęblinie na Lotnisku. Tam jej mama dowiedziała się od lekarza, że ten nie pomoże bo nie spotkał się jeszcze z ugryzieniem szczura.
- Odesłano nas do Puław – mówi Paulina Przychodzeń, mama Basi – W Puławach pani doktor obejrzała rękę, zrobiła notatkę, wypisała antybiotyk i dała skierowanie na chirurgię dziecięcą w razie potrzeby – relacjonuje pani Paulina - oczywiście na drugi dzień kazała nam jechać do Poradni Chorób Zakaźnych.
- Najpierw zadzwoniłam do zakaźnego, ale lekarz powiedział, że musimy się pokazać osobiście, i że nie że może udzielić żadnych informacji telefonicznie – mówi dalej mama Basi – na zakaźnym córka dostała od razu serię zastrzyków od wścieklizny, które będzie dostawać, aż do 17 sierpnia tydzień w tydzień. To bolesne zastrzyki – dodaje pani Paulina.
Problem mieszkańcy zgłaszają różnym instytucjom. Pani Paulina dzwoniła do Agencji Mienia Wojskowego, bo blok należy do nich, również do MZGK-u, bo do tych należą znowu studzienki kanalizacyjne oraz do Lublina do zarządcy, ponieważ teren zielony należy do nich. Pani Paulina z mężem zgłaszali również problem do sanepidu w Puławach i w Dęblinie. Urzędnicy rozkładają ręce.
- Trzy różne instytucje i czego się dowiedziałam? – mówi mama Basi – że dwa razy do roku sypią trutkę, bo taki jest przepis, ale nikt nie bierze tego pod uwagę, że szczury raz w miesiącu mają małe – dodaje - jest ich już bardzo dużo. Jak rozmnożą się jeszcze bardziej, to później możemy z problemem w ogóle sobie nie poradzić.
Fot. Dęblin24. Mieszkańcy zalepiają nory szczurów, ale nie wiele to daje
- Dla mnie to nie jest normalna sytuacja, kiedy chodzimy jeszcze po dworze, dzieci biegają, psy biegają, a szczur siedzi na chodniku i obserwuje wszystko co dzieję się dookoła. Nie boi się. Siedzi i patrzy. Nie raz widziałam taką sytuację
Na około bloków wszędzie dziury. Mieszkańcy zasypują je, zalepiają, zastawiają kamieniami. To nic nie daje. Szczury opanowały okolicę. Mieszkańcy chwilowo sami podjęli z nimi walkę.
Fot. Dęblin24. Resztki jedzenia i śmieci to idealne warunki do przyciągania szczurów
Na gablocie ogłoszeniowej pokazała się kilka dni temu informacja od ZZN oddz. Lublin, że zabrania się mieszkańcom całkowitego wyrzucania resztek jedzenia do kanalizacji oraz przez okna. Stanowi to pożywienie dla stale rosnącej liczby gryzoni.
To prawda, ale tylko tyle są w stanie zrobić? - pytają sami siebie mieszkańcy - Na chwilę obecną z problemem muszą radzić sobie sami.
Skontaktuj się z autorem tekstu: admin |